środa, 21 stycznia 2015

PROLOG


Miejscami zamiast myślników są kropki. Przepraszam.

0

To co mnie zabiło, choć dusza została w ciele, a ciało na ziemi


Ciepła woda spływała po moim ciele. Wzbudzała we mnie jeszcze większe niedotlenienie. Sprawiała, że gotowałam się w środku jeszcze bardziej, ale to tylko tu czułam się bezpiecznie. Tylko tu potrafiłam sobie wmówić, że jestem silna, że nie płacze.
Woda zawsze była moim azylem. Gdy było mi źle, chciało się płakać chowałam się w łazience, puszczałam wodę pod prysznicem i chociażby w ubraniu siedziałam tam do puki nie zrobiło mi się lepiej. Czyli spędziłam prawie całe życie w łazience. Dopiero teraz to do mnie dotarło.
Michalina – do drzwi łazienki zapukała Konstancja.
Jej ton był inny niż zwykle. Może chociaż teraz chciała mi ulżyć, a może po prostu babcia przeprowadziła z nią poważną rozmowę na temat „ Nie kopie się leżącego, który ma ochotę popełnić samobójstwo”.
Nie odpowiedziałam jej. Nie dlatego żeby ją w jakiś sposób ukarać. Los już ją ukarał. Z dumnego numeru jeden spadła na drugą pozycje, ale dlatego, że moje usta nie były w stanie wypowiedzieć słowa.
Miśka – nigdy tak do mnie nie mówiła – Mogę wejść. Mam dla ciebie ubranie na … - urwała.
Może jednak nie była taka zimna jak mi się wydawało przez siedemnaście lat mojego nędznego życia.
Wejdź – odparłam.
Nawet nie wiem jak zdołałam wypowiedzieć jedno słowo tak głośno, że je usłyszała. A może nie słyszała tylko po prostu weszła.
Przez matowe drzwi kabiny widziałam jej szczupłą postać i blond włosy. Tym razem nie były podkręcone jak to zwykle miała w zwyczaju, były proste. Najwidoczniej postanowiła zmienić fryzurę na tak wspaniałą okazje.
Widziana przeze mnie postać położyła ubranie na pokrywie kosza na brudne ubrania. Potem ruszyła w kierunku z którego przyszła, ale jednak zawróciła i zbliżyła się do mnie.
Miśka – kolejny raz nazwała mnie tak jak mój tata, który mnie opuścił – Nie możesz się załamywać. Masz być silna,tak jak nasza prababka Zuzanna. Słyszysz? Nie możesz się poddać.
Zaskoczyła mnie. Nie znałam jej od tej strony. Od dobrej strony. Myślałam,że takiej nie ma. Choć może tylko udaje, a potem pomoże mi zawiązać pętle na sznurze. Jeszcze coś mówiła, ale ja nie słuchałam. Wyłączyłam się. Skupiłam się na różnych możliwościach dlaczego jest miła. Aż mózg mi się przegrzał. Zapukała w osłonę przywracając mnie do rzeczywistości – Zostało ci dziesięć minut – oznajmiła – Gdybyś potrzebowała pomocy zawołaj mnie. I niech cie nie zdziwi kolor ubrania – powiedziała po czym opuściła łazienkę.
Zielony. Miała racje, że się zdziwię. Dlaczego na pogrzeb mam ubierać się na zielono. Może dlatego, że pochodzę z rodu Ziemi. Zresztą nie mam siły aby nad tym myśleć. Nie mam siły na nic, ale dzisiaj muszę ją mieć.
@@@

Po raz pierwszy znalazłam się w Królestwie Nieskazitelnej Harmonii. I właściwie to nigdy nie chciałam się tu znaleźć. Nigdy nie miałam, ale teraz gdy umrę na pewno zostanę pochowana tutaj.
To najładniej nazwany cmentarz o jakim słyszałam. I dość wyjątkowy. Podzielony na sześć kaplic. Dla wyznawców Darów Ziemi, Ognia, Wody, Powietrza, Metalu i Drewna. Chociaż wszyscy ludzie myślą, że żywiołów jest tylko cztery, to tak naprawdę jest ich sześć. Są nimi także Drewno i Metal.
Większość rzeczy można przyporządkować do jakiegoś z żywiołów. Wiatr do Powietrza. Oceany do Wody. Słońce do Ognia. Łąki do Ziemi. A drzewa? Nie pasują do żywiołów powyżej. Tak samo jak na przykład srebro. Dlatego Metale i wyroby z Drewna uważa się za żywioły, ale poboczne. Mniej mocne. Nie wiem czy to do końca prawda. Ja traktuje wszystkie sześć jednakowo. Bo żaden nie jest niezależny.

Drewno karmi Ogień
Ogień tworzy Ziemię
Ziemia nosi w sobie Metal
Metal zbiera Wodę
Woda odżywia Drewno


Metal przecina Drewno
Drewno zapuszcza się w Ziemi
Ziemia pochłania Wodę
Woda gasi Ogień
Ogień topi Metal


Taka właśnie gra słów znajduje się na bramie wejściowej. Zapewne ma przypominać, że żaden z żywiołów nie jest nie do pokonania.
Już od bramy widzę tłum ludzi. Wszystkich w zielonych strojach. Krążą wokół bez ściennej kaplicy. A niektórzy znajdują się już pod dachem porośniętym bujną roślinnością.
Boje się tam iść. To tak jakby iść dobrowolnie na lincz. Pewnie zaraz spojrzą na mnie oczy jego rodziny przepełnione bólem i białka innych pełne nienawiści. Niech mnie zlinczują. Podarują mi wtedy ulgę i może go spotkam i zdołam przeprosić. Bo naprawdę go kocham i chyba nie będę w stanie przestać zapomnieć.
Po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Bądź silna powtarzam sobie, ale to nie działa. Wuj Alwar łapie moją dłoń i delikatnie ściska. Uśmiecham się do niego niemrawo.
  • Jesteś tak samo silna jak ojciec, nie płacz.
Czy on musi mnie dobijać?! Mój chłopak nie żyje, a on przypomina mi o człowieku, który mnie zostawił. Moja rodzina nie dość, że jest dziwna to jeszcze nietaktowna.
Przystanęłam. Oparłam się o kolumnę, porośniętą bluszczem, która podtrzymywała dach. Widziałam go z oddali. Mój wzrok był bardzo dobry. Ma założone na siebie coś zielnego i chyba czarnego. Leży w trumnie pokrytej zapewne mchem.
Kiedyś przechodziłam obok biblioteki gdzie lekcje miała Konstancja i słyszałam, że trumny Obdarowanych Ziemią są pokryte mchem. Jakoś nie wiem dlaczego zapadło to w mojej pamięci.
Spuściłam wzrok z trumny. Moja rodzina siadała właśnie w przedostatniej ławce, zbudowanej z jakiś pnączy czy lian. Zostawili mnie. Kolejna wybitna cecha mojej pięcioosobowej rodziny.
Podskoczyłam. Ktoś dotknął mojego ramienia. Była to Kamila. Jego … fałszywa matka. Tak naprawdę tylko u niej mieszkał. Jest z drugiego pokolenia dlatego wie o Oxygenie i żywiołach. Ale nie jest Obdarzona, ponieważ tylko co trzecie pokolenie w pół rodzinach otrzymuje moc i to tylko osoba, która urodziła się najwcześniej. W rodzinach pełnych każde dziecko otrzymuje moc.
Rudowłosa miała przekrwione, jeszcze mokre oczy. Płakała. Przez te cztery lata zapewne pokochała go jak własne dziecko, którego nie miała.
  • Jak się czujesz – zapytała mnie półgłosem ?
  • Jeszcze gorzej niż ty – odpowiedziałam.
Przygryzła wargę.
  • Powinnaś kogoś poznać – oznajmiła
Dopiero teraz zauważyłam, że za je plecami stoi trójka ludzi. Kobieta, mężczyzna i dziewczyna w moim wieku, albo starsza. Gdy spojrzałam w oczy mężczyzny byłam już pewna, że to jego rodzina. Były tak samo pięknie zielone jak oczy Fabiana. To byli zapewne jego rodzice i może siostra. Mówił mi, że ma trójkę rodzeństwa, ale są teraz od siebie oddaleni i nie chce o tym mówić. Nigdy więcej nie pytałam. Może okłamał mnie co do liczebności, ale po co ?
  • To jego rodzice i jedna trzecia rodzeństwa – oznajmiła mi Kamila, czyli mnie nie okłamał – Aleksandra i Damian – pokazała na dwójkę starszych – I Leonida.
Przywitali się ze mną kiwnięciem głowy. Zrobiłam to samo. A potem opuściłam głowę. Nie wiedziałam co teraz zrobić. Miałam około tygodnia, ale nic przez ten czas nie wymyśliłam. Damska dłoń złapała mnie za podbródek. Myślałam, że to Kamila. To jednak była jego mama. Miała takie ciepłe, jasne wręcz kryształowe oczy. Nie widziałam w nich nienawiści do mnie tylko współczucie.
Prawą dłonią pogłaskała mnie po włosach, a lewa nadal trzymała na podbródku. Uśmiechnęła się delikatnie i to nie był wymuszony uśmiech.
  • Nie zadręczaj się. Proszę – jej głos był równie ciepły jak oczy – To niczyja wina. Nikt cię nie obwinia – mówiła bardzo powoli, tak jakby chciała żeby to naprawdę do mnie dotarło – Nikt – podkreśliła.
Kiwnęłam głową. Nadal mnie to jednak nie przekonało. Nadal czułam się winna. Wiedziałam, że jestem winna.
Kobieta sięgnęła do kieszeni w swojej oliwkowej sukience. Złapała moją prawą rękę i położyła na niej czarny wisior.
  • To ochrona, a jednocześnie wspomnienie. Nie zdążył ci dać. Jest zrobiony z Czarnego Srebra – to chyba mieszanka zwykłego srebra z czarną substancją ochronną, kiedyś o tym słyszałam – A w środku – obróciła medalion na stronę płomienia i cisnęła guzik z boku, którego wcześniej nie zauważyłam.
Wieko otworzyło się. W środku było nasze zdjęcie z ostatniego w pierwszej licealnej ogniska. Miał na sobie miodowy sweter, a ja zieloną sukienkę na ramiączkach. Był czerwcowy, ciepły wieczór, jednak mu było zimno. Zawsze był zmarzluchem.
Wyglądał tak jakby spał i w każdej chwili mógł się obudzić. Miał na sobie zieloną koszule, czarne spodnie oraz buty. Jego usta nadal były słodko różowe choć wkradały się na nie lekko fioletowe, sine plamy. Nigdy nie zapomnę jak pierwszy raz się pocałowaliśmy. Może to było banalne, ale dla mnie wyjątkowe.
Stojąc już na szczycie drabiny usłyszałam śmiech przyjaciółki, który był odpowiedzią na mojego esemesa. Sama zaśmiałam się pod nosem. Przyłożyłam gwoździa do sufitu oraz młotek, dość ostrożnie, aby przypadkiem nie uderzyć się w palca.
  • Co ty kombinujesz – zapytał Fabian ?
  • Nie widzisz? Chcę powiesić jemiołę – oznajmiłam.
  • Żeby każda para, która pod nią stanie musiała się pocałować – tym razem odezwał się Kamil ?
  • A jakżeby inaczej. Wyświadczam przysługę nieśmiałym.
Do sali, w której miała odbyć się Wigilia Klasowa wszedł mój wieloletni przyjaciel – Ksawery.
  • Czyś ty oszalała – zawołał od progu – W koturnach na drabinie ?
  • Nie bój główki, Ksawciu. Poda mi ktoś jemiołę ?
  • Gdzie jest – natychmiastowo odezwał się Fabian ?
  • Na biurku.
Już po krótkiej chwili skończyłam wieszać jemiołę. Pozostało mi wtedy tylko zejście z drabiny. Ksawery miał racje, że koturny to nie odpowiednie buty na drabinę. Zostało mi z jakiś sześć szczebli na których mogłam się zabić gdy ktoś wszedł na drabinę i pomógł mi zejść. Fabian z ostatnich schodków zdjął mnie łapiąc w talii.
  • Dzięki – powiedziałam, po czym odsunęłam się od niego i chciałam odejść.
Złapał mnie jednak ponownie w talii i przywrócił na poprzednie miejsce.
  • Hm?
Uniósł oczy do góry, zrobiłam to samo. Jemioła. Zaśmiałam się. Popatrzył na mnie z oburzeniem. Kolejny raz zaśmiałam się. Położyłam dłonie na jego ramionach. Pochyliłam głowę w lewo aby pocałować go w policzek. On obrócił głowę i nasze usta się właśnie wtedy zetknęły. Nie było to przypadkowe. Zaplanował to!
  • Co ona tu robi – usłyszałam kobiecy krzyk !
W kierunku trumny biegła blondynka. Ciemnozielona suknia ciągnęła się za nią o kilka kroków. Miała długie, szerokie rękawy z wycięciami na ramionach. Wyglądała idealnie pięknie dopóki nie spojrzało się na jej twarz. Przez niewodoodporny tusz wyglądała tak jak pewnie ja gdyby nie tusz Konstancji. Oczy były bardzo przekrwione, a spojrzenie pełne nienawiści i złości. Skierowane na … mnie.
  • Jak możesz tu jeszcze przychodzić – wysyczała w moim kierunku, zatrzymała się przed schodkami prowadzącymi na podest – Jak ! Nie wystarcza ci to, że do tego doprowadziłaś, że mu nie pomogłaś – krzyczała choć głos jej się załamywał – Musisz go jeszcze raz zobaczyć żebyś zrozumiała do czego doprowadziłaś! - weszła na piedestał.
Mama Fabiana objęła mnie ręką. Drugą zaczęła ścierać łzy z moich policzków. Nie wiem kiedy zaczęłam płakać. Może płakałam od początku.
  • Chloe – głos Damiana był tak surowy i ostry kiedy krzyknął, że aż podskoczyłam z przerażenia.
Anastazja objęła mnie jeszcze silniej ramieniem.
  • Nie możesz jej obwiniać, jeżeli już musisz to obwiniaj złe przygotowanie – ryknął
Zaprzeczyła.
  • Gdzie widzisz ta wyjątkową dziewczynę, którą się zajmował ? Bo ja nigdzie. Widzę tylko sukę, która zabiła mi brata
Jestem Michalina Kalska. Jestem na pogrzebie miłości mojego życia. Jestem morderczynią, bo to ja doprowadziłam do jego śmierci. Jestem potworem. Jestem … ta gra coraz bardziej mnie zabija – koniec.
Kiedy ja skupiłam się na zabawie w „jestem” kłótnia między ojcem, a córka nabrała rumieńców.
Gdy po raz kolejny padło słowo na s w moim kierunku wyrwałam się z objęcia Anastazji.
  • Zamknij się – krzyknęłam w stronę blondynki – Nie wiesz co się stało i nie wiesz co czuje. Całe życie byłam okłamywana. Gdybym wiedziała jak zrobiłabym wszystko co w mojej mocy aby stał tu ze mną.
  • Wiesz co mogłaś zrobić ? Dać się zabić! Wtedy by na pewno mój brat by tu stał, a nikt nie odczułby straty.
    Nikt ma racje.
  • Jesteś gówniarą, która jeszcze nie zrozumiała, że miłości nie ma. A jest tylko pożądanie – Jakieś uwagi?
  • Tak – oderwał się mężczyzna, młody, stojący pod postumentem – Dlaczego zabrałaś mi z domu tyle moliny i w dodatku ją zażyłaś ?
U boku tego chłopaka, który zaprzestał – chyba – dalszej kłótni stała kobieta. Wyglądała na starszą wersje Leonidy. Te same ciemne włosy, postawa, wszystko.
  • Dajesz radę bez tego – spytała słaniając się trochę na nogach ?
  • Ty nie dajesz nawet z tym – odpowiedziała mu nikłym chyba lekko zawstydzonym uśmiechem – Jeśli musisz się wykłócać to na trzeźwo i nie na pogrzebie, kawykso – podszedł bliżej podestu.
Sprawnym ruchem zdjął ją z niego i postawił na ziemi. Kobieta stała za nim, więc blondynka miała idealną sposobność by nią spojrzeć. Spojrzała … z wyższością i pogardą.
  • A ty co tu robisz – rzuciła w jej stronę ?
Podeszła do niej odsuwając od siebie chłopaka.
  • Anyksa – rzuciła z uśmiechem do niej.
Ta uśmiechnęła się do niej sztucznie po czym spoliczkowała.
  • Mamo – chłopak rzucił jej zdziwione spojrzenie.
  • Impuls – wzruszyła ramionami.
Poczułam ochotę do przytulenia tej kobiety.
Pokręcił przecząco głową. Sięgnął prawą dłonią do kieszeni. Lewą podtrzymywał dziewczynę, która opierała się na jego ciele.
  • Wypij – podał jej fiolkę, którą wyciągnął.
Gdy trzymała ją już w dłoni obróciła się w moją stronę i uniosła lekko buteleczkę .
  • Twoje zdrowie Michalino – wypiła zawartość, a pode mną nogi się ugięły.
Atak paniki to to czego jeszcze brakowało, może oprócz potopu i asteroidy. Atak pojawia się u mnie też wtedy kiedy za dużo się dzieje. Mało dziś się nie działo. Po okołu trzydziestu sekundach zaczęło mi brakować powietrza, więc zaczęłam się dusić.
Obok mnie pojawiła się postać, która podała mi papierową torbę. Po kilku duszących, niespokojnych atakach kaszlu mój oddech zaczął się uspokajać, a obraz przed oczami przestawał być zamazany.
To ten sam chłopak, który był z Kłamczuchą podał mi torbę. Czy on nosi przy sobie jakąś apteczkę? Teraz jedną rękę trzymał przy moim karku, była zimna i dawała ulgę, a drugą przytrzymywał razem ze mną torbę. Opuściłam dłoń gdy poczułam się już dobrze. Nie ! Kiedy przestałam się dusić. Dobrze czułam się przed tygodniem.
Zamknęłam oczy.
  • Dobrze się czujesz ? Jesteś wycieńczona.
  • Po co pytasz skoro później mówisz, że muszę źle – odpowiedziałam półgłosem.
  • Dowcip się trzyma, więc nie jest aż tak źle.
  • Wolałabym sama się trzymać – przytaknął, chyba mnie rozumiał.
Obróciłam głowę by spojrzeć na rodzinę. Siedzieli tak jak inni wcześniej. Choć wydaje mi się, że Konstancja ledwo trzyma się na ławce. Pewnie wzrok nie wrócił jeszcze dobrze do normy.
Pomógł mi wstać. Odzyskałam siły więc mogłam stać sama. Podeszłam do Fabiana. Musiałam ostatni raz na niego spojrzeć. Dotknęłam jego dłoni, które nie były ułożone jak do modlitwy tylko położone wzdłuż linii ciała. Pochyliłam się i cmoknęłam delikatnie w usta.
  • Będę cię zawsze kochać – szepnęłam cicho – Bez względu na to co i kto mi o tobie powie.
Podniosłam się.
  • Możecie zaczynać – szepnęłam w kierunku jego rodziców, zrozumieli.
Ja natomiast zeszłam po schodkach i ruszyłam drogą do wyjścia między kamiennymi, wcześniej żywymi ludźmi. Uniosłam wyniośle głowę zbliżając się do swojej rodziny. Choć pewnie tego nie zauważą. Zatrzymałam się gdy Konstancja złapała mnie za rękę. Obróciła delikatnie głowę w prawo. Zaczekaj na mnie powiedziała do mnie bezgłośnie po czym wróciła do poprzedniej pozycji.
Po jakiejś minucie mojego bezczynnego stania odezwał się głos.
  • Witam najserdeczniej jak to możliwe w Królestwie Nieskazitelnej Harmonii. Spotkaliśmy się tutaj aby oddać cześć osobie, która oddała życie za zaginione źródło.
Źródło ? Zaginione ? O co chodzi? Czy ten mężczyzna na piedestale mówi o Fabianie i o mnie. Przecież nie zaginęłam. Ten świat jest coraz bardziej porąbany.
Po tych słowach wszyscy jak na komendę unieśli głowę. Konstancja wstała. Złapała moją dłoń i wyprowadziła mnie z Królestwa Nieskazitelnej Parodii.
Gdy stanęłyśmy na szczycie pagórka znowu zabrakło mi powietrza. Dobrze, że zabrałam ze sobą torbę, bo znowu dostałabym ataku. Na niekończącej się równinie znajdowało się tysiące, miliony, a może miliardy grobów. Czerwone, zielone, niebieskie, białe, brązowe i srebrne trumny lśniły w blasku słońca. To istne cmentarzysko.
  • Teraz rozumiesz. Mi może uda się dożyć starości, a twoje jutro, chociaż jesteś tą kim jesteś, jest niepewne. Leży tu może z dziesięć osób, które dożyły starości. Reszta jest niewiele starsza od nas. Fabian nie jest pierwszy. A ty już nie wrócisz z nami do domu. Zostaniesz tutaj i nie możesz dać się zabić. Taka jest moja rada dla ciebie. Wywyższając się chciałam zakryć ból nieuniknionej tak wcześnie śmierci.

Po jej słowach na usta cisnęły mi się dwa pytania: Kim jestem i dlaczego tu zostaje ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz