Miejscami zamiast myślników są kropki. Przepraszam.
0
To
co mnie zabiło, choć dusza została w ciele, a ciało na ziemi
Ciepła
woda spływała po moim ciele. Wzbudzała we mnie jeszcze większe
niedotlenienie. Sprawiała, że gotowałam się w środku jeszcze
bardziej, ale to tylko tu czułam się bezpiecznie. Tylko tu
potrafiłam sobie wmówić, że jestem silna, że nie płacze.
Woda
zawsze była moim azylem. Gdy było mi źle, chciało się płakać
chowałam się w łazience, puszczałam wodę pod prysznicem i
chociażby w ubraniu siedziałam tam do puki nie zrobiło mi się
lepiej. Czyli spędziłam prawie całe życie w łazience. Dopiero
teraz to do mnie dotarło.
– Michalina
– do drzwi łazienki zapukała Konstancja.
Jej
ton był inny niż zwykle. Może chociaż teraz chciała mi ulżyć,
a może po prostu babcia przeprowadziła z nią poważną rozmowę na
temat „ Nie kopie się leżącego, który ma ochotę popełnić
samobójstwo”.
Nie
odpowiedziałam jej. Nie dlatego żeby ją w jakiś sposób ukarać.
Los już ją ukarał. Z dumnego numeru jeden spadła na drugą
pozycje, ale dlatego, że moje usta nie były w stanie wypowiedzieć
słowa.
– Miśka
– nigdy tak do mnie nie mówiła – Mogę wejść. Mam dla ciebie
ubranie na … - urwała.
Może
jednak nie była taka zimna jak mi się wydawało przez siedemnaście
lat mojego nędznego życia.
– Wejdź
– odparłam.
Nawet
nie wiem jak zdołałam wypowiedzieć jedno słowo tak głośno, że
je usłyszała. A może nie słyszała tylko po prostu weszła.
Przez
matowe drzwi kabiny widziałam jej szczupłą postać i blond włosy.
Tym razem nie były podkręcone jak to zwykle miała w zwyczaju, były
proste. Najwidoczniej postanowiła zmienić fryzurę na tak wspaniałą
okazje.
Widziana
przeze mnie postać położyła ubranie na pokrywie kosza na brudne
ubrania. Potem ruszyła w kierunku z którego przyszła, ale jednak
zawróciła i zbliżyła się do mnie.
– Miśka
– kolejny raz nazwała mnie tak jak mój tata, który mnie opuścił
– Nie możesz się załamywać. Masz być silna,tak jak nasza
prababka Zuzanna. Słyszysz? Nie możesz się poddać.
Zaskoczyła
mnie. Nie znałam jej od tej strony. Od dobrej strony. Myślałam,że
takiej nie ma. Choć może tylko udaje, a potem pomoże mi zawiązać
pętle na sznurze. Jeszcze coś mówiła, ale ja nie słuchałam.
Wyłączyłam się. Skupiłam się na różnych możliwościach
dlaczego jest miła. Aż mózg mi się przegrzał. Zapukała w osłonę
przywracając mnie do rzeczywistości – Zostało ci dziesięć
minut – oznajmiła – Gdybyś potrzebowała pomocy zawołaj mnie.
I niech cie nie zdziwi kolor ubrania – powiedziała po czym
opuściła łazienkę.
Zielony.
Miała racje, że się zdziwię. Dlaczego na pogrzeb mam ubierać się
na zielono. Może dlatego, że pochodzę z rodu Ziemi. Zresztą nie
mam siły aby nad tym myśleć. Nie mam siły na nic, ale dzisiaj
muszę ją mieć.
@@@
Po
raz pierwszy znalazłam się w Królestwie Nieskazitelnej Harmonii. I
właściwie to nigdy nie chciałam się tu znaleźć. Nigdy nie
miałam, ale teraz gdy umrę na pewno zostanę pochowana tutaj.
To
najładniej nazwany cmentarz o jakim słyszałam. I dość wyjątkowy.
Podzielony na sześć kaplic. Dla wyznawców Darów Ziemi, Ognia,
Wody, Powietrza, Metalu i Drewna. Chociaż wszyscy ludzie myślą, że
żywiołów jest tylko cztery, to tak naprawdę jest ich sześć. Są
nimi także Drewno i Metal.
Większość
rzeczy można przyporządkować do jakiegoś z żywiołów. Wiatr do
Powietrza. Oceany do Wody. Słońce do Ognia. Łąki do Ziemi. A
drzewa? Nie pasują do żywiołów powyżej. Tak samo jak na przykład
srebro. Dlatego Metale i wyroby z Drewna uważa się za żywioły,
ale poboczne. Mniej mocne. Nie wiem czy to do końca prawda. Ja
traktuje wszystkie sześć jednakowo. Bo żaden nie jest niezależny.
Drewno
karmi Ogień
Ogień
tworzy Ziemię
Ziemia
nosi w sobie Metal
Metal
zbiera Wodę
Woda
odżywia Drewno
Metal
przecina Drewno
Drewno
zapuszcza się w Ziemi
Ziemia
pochłania Wodę
Woda
gasi Ogień
Ogień
topi Metal
Taka
właśnie gra słów znajduje się na bramie wejściowej. Zapewne ma
przypominać, że żaden z żywiołów nie jest nie do pokonania.
Już
od bramy widzę tłum ludzi. Wszystkich w zielonych strojach. Krążą
wokół bez ściennej kaplicy. A niektórzy znajdują się już pod
dachem porośniętym bujną roślinnością.
Boje
się tam iść. To tak jakby iść dobrowolnie na lincz. Pewnie zaraz
spojrzą na mnie oczy jego rodziny przepełnione bólem i białka
innych pełne nienawiści. Niech mnie zlinczują. Podarują mi wtedy
ulgę i może go spotkam i zdołam przeprosić. Bo naprawdę go
kocham i chyba nie będę w stanie przestać zapomnieć.
Po
moich policzkach zaczynają spływać łzy. Bądź silna powtarzam
sobie, ale to nie działa. Wuj Alwar łapie moją dłoń i delikatnie
ściska. Uśmiecham się do niego niemrawo.
- Jesteś tak samo silna jak ojciec, nie płacz.
Czy
on musi mnie dobijać?! Mój chłopak nie żyje, a on przypomina mi o
człowieku, który mnie zostawił. Moja rodzina nie dość, że jest
dziwna to jeszcze nietaktowna.
Przystanęłam.
Oparłam się o kolumnę, porośniętą bluszczem, która
podtrzymywała dach. Widziałam go z oddali. Mój wzrok był bardzo
dobry. Ma założone na siebie coś zielnego i chyba czarnego. Leży
w trumnie pokrytej zapewne mchem.
Kiedyś
przechodziłam obok biblioteki gdzie lekcje miała Konstancja i
słyszałam, że trumny Obdarowanych Ziemią są pokryte mchem. Jakoś
nie wiem dlaczego zapadło to w mojej pamięci.
Spuściłam
wzrok z trumny. Moja rodzina siadała właśnie w przedostatniej
ławce, zbudowanej z jakiś pnączy czy lian. Zostawili mnie. Kolejna
wybitna cecha mojej pięcioosobowej rodziny.
Podskoczyłam.
Ktoś dotknął mojego ramienia. Była to Kamila. Jego … fałszywa
matka. Tak naprawdę tylko u niej mieszkał. Jest z drugiego
pokolenia dlatego wie o Oxygenie i żywiołach. Ale nie jest
Obdarzona, ponieważ tylko co trzecie pokolenie w pół rodzinach
otrzymuje moc i to tylko osoba, która urodziła się najwcześniej.
W rodzinach pełnych każde dziecko otrzymuje moc.
Rudowłosa
miała przekrwione, jeszcze mokre oczy. Płakała. Przez te cztery
lata zapewne pokochała go jak własne dziecko, którego nie miała.
- Jak się czujesz – zapytała mnie półgłosem ?
- Jeszcze gorzej niż ty – odpowiedziałam.
Przygryzła
wargę.
- Powinnaś kogoś poznać – oznajmiła
Dopiero
teraz zauważyłam, że za je plecami stoi trójka ludzi. Kobieta,
mężczyzna i dziewczyna w moim wieku, albo starsza. Gdy spojrzałam
w oczy mężczyzny byłam już pewna, że to jego rodzina. Były tak
samo pięknie zielone jak oczy Fabiana. To byli zapewne jego rodzice
i może siostra. Mówił mi, że ma trójkę rodzeństwa, ale są
teraz od siebie oddaleni i nie chce o tym mówić. Nigdy więcej nie
pytałam. Może okłamał mnie co do liczebności, ale po co ?
- To jego rodzice i jedna trzecia rodzeństwa – oznajmiła mi Kamila, czyli mnie nie okłamał – Aleksandra i Damian – pokazała na dwójkę starszych – I Leonida.
Przywitali
się ze mną kiwnięciem głowy. Zrobiłam to samo. A potem opuściłam
głowę. Nie wiedziałam co teraz zrobić. Miałam około tygodnia,
ale nic przez ten czas nie wymyśliłam. Damska dłoń złapała mnie
za podbródek. Myślałam, że to Kamila. To jednak była jego mama.
Miała takie ciepłe, jasne wręcz kryształowe oczy. Nie widziałam
w nich nienawiści do mnie tylko współczucie.
Prawą
dłonią pogłaskała mnie po włosach, a lewa nadal trzymała na
podbródku. Uśmiechnęła się delikatnie i to nie był wymuszony
uśmiech.
- Nie zadręczaj się. Proszę – jej głos był równie ciepły jak oczy – To niczyja wina. Nikt cię nie obwinia – mówiła bardzo powoli, tak jakby chciała żeby to naprawdę do mnie dotarło – Nikt – podkreśliła.
Kiwnęłam
głową. Nadal mnie to jednak nie przekonało. Nadal czułam się
winna. Wiedziałam, że jestem winna.
Kobieta
sięgnęła do kieszeni w swojej oliwkowej sukience. Złapała moją
prawą rękę i położyła na niej czarny wisior.
- To ochrona, a jednocześnie wspomnienie. Nie zdążył ci dać. Jest zrobiony z Czarnego Srebra – to chyba mieszanka zwykłego srebra z czarną substancją ochronną, kiedyś o tym słyszałam – A w środku – obróciła medalion na stronę płomienia i cisnęła guzik z boku, którego wcześniej nie zauważyłam.
Wieko
otworzyło się. W środku było nasze zdjęcie z ostatniego w
pierwszej licealnej ogniska. Miał na sobie miodowy sweter, a ja
zieloną sukienkę na ramiączkach. Był czerwcowy, ciepły wieczór,
jednak mu było zimno. Zawsze był zmarzluchem.
Wyglądał
tak jakby spał i w każdej chwili mógł się obudzić. Miał na
sobie zieloną koszule, czarne spodnie oraz buty. Jego usta nadal
były słodko różowe choć wkradały się na nie lekko fioletowe,
sine plamy. Nigdy nie zapomnę jak pierwszy raz się pocałowaliśmy.
Może to było banalne, ale dla mnie wyjątkowe.
Stojąc
już na szczycie drabiny usłyszałam śmiech przyjaciółki, który
był odpowiedzią na mojego esemesa. Sama zaśmiałam się pod nosem.
Przyłożyłam gwoździa do sufitu oraz młotek, dość ostrożnie,
aby przypadkiem nie uderzyć się w palca.
- Co ty kombinujesz – zapytał Fabian ?
- Nie widzisz? Chcę powiesić jemiołę – oznajmiłam.
- Żeby każda para, która pod nią stanie musiała się pocałować – tym razem odezwał się Kamil ?
- A jakżeby inaczej. Wyświadczam przysługę nieśmiałym.
Do
sali, w której miała odbyć się Wigilia Klasowa wszedł mój
wieloletni przyjaciel – Ksawery.
- Czyś ty oszalała – zawołał od progu – W koturnach na drabinie ?
- Nie bój główki, Ksawciu. Poda mi ktoś jemiołę ?
- Gdzie jest – natychmiastowo odezwał się Fabian ?
- Na biurku.
Już
po krótkiej chwili skończyłam wieszać jemiołę. Pozostało mi
wtedy tylko zejście z drabiny. Ksawery miał racje, że koturny to
nie odpowiednie buty na drabinę. Zostało mi z jakiś sześć
szczebli na których mogłam się zabić gdy ktoś wszedł na drabinę
i pomógł mi zejść. Fabian z ostatnich schodków zdjął mnie
łapiąc w talii.
- Dzięki – powiedziałam, po czym odsunęłam się od niego i chciałam odejść.
Złapał
mnie jednak ponownie w talii i przywrócił na poprzednie miejsce.
- Hm?
Uniósł
oczy do góry, zrobiłam to samo. Jemioła.
Zaśmiałam się. Popatrzył na mnie z oburzeniem. Kolejny raz
zaśmiałam się. Położyłam dłonie na jego ramionach. Pochyliłam
głowę w lewo aby pocałować go w policzek. On obrócił głowę i
nasze usta się właśnie wtedy zetknęły. Nie było to przypadkowe.
Zaplanował to!
- Co ona tu robi – usłyszałam kobiecy krzyk !
W
kierunku trumny biegła blondynka. Ciemnozielona suknia ciągnęła
się za nią o kilka kroków. Miała długie, szerokie rękawy z
wycięciami na ramionach. Wyglądała idealnie pięknie dopóki nie
spojrzało się na jej twarz. Przez niewodoodporny tusz wyglądała
tak jak pewnie ja gdyby nie tusz Konstancji. Oczy były bardzo
przekrwione, a spojrzenie pełne nienawiści i złości. Skierowane
na … mnie.
- Jak możesz tu jeszcze przychodzić – wysyczała w moim kierunku, zatrzymała się przed schodkami prowadzącymi na podest – Jak ! Nie wystarcza ci to, że do tego doprowadziłaś, że mu nie pomogłaś – krzyczała choć głos jej się załamywał – Musisz go jeszcze raz zobaczyć żebyś zrozumiała do czego doprowadziłaś! - weszła na piedestał.
Mama
Fabiana objęła mnie ręką. Drugą zaczęła ścierać łzy z moich
policzków. Nie wiem kiedy zaczęłam płakać. Może płakałam od
początku.
- Chloe – głos Damiana był tak surowy i ostry kiedy krzyknął, że aż podskoczyłam z przerażenia.
Anastazja
objęła mnie jeszcze silniej ramieniem.
- Nie możesz jej obwiniać, jeżeli już musisz to obwiniaj złe przygotowanie – ryknął
Zaprzeczyła.
- Gdzie widzisz ta wyjątkową dziewczynę, którą się zajmował ? Bo ja nigdzie. Widzę tylko sukę, która zabiła mi brata
Jestem
Michalina Kalska. Jestem na pogrzebie miłości mojego życia. Jestem
morderczynią, bo to ja doprowadziłam do jego śmierci. Jestem
potworem. Jestem … ta gra coraz bardziej mnie zabija – koniec.
Kiedy
ja skupiłam się na zabawie w „jestem” kłótnia między ojcem,
a córka nabrała rumieńców.
Gdy
po raz kolejny padło słowo na s w moim kierunku wyrwałam się z
objęcia Anastazji.
- Zamknij się – krzyknęłam w stronę blondynki – Nie wiesz co się stało i nie wiesz co czuje. Całe życie byłam okłamywana. Gdybym wiedziała jak zrobiłabym wszystko co w mojej mocy aby stał tu ze mną.
- Wiesz co mogłaś zrobić ? Dać się zabić! Wtedy by na pewno mój brat by tu stał, a nikt nie odczułby straty.Nikt ma racje.
- Jesteś gówniarą, która jeszcze nie zrozumiała, że miłości nie ma. A jest tylko pożądanie – Jakieś uwagi?
- Tak – oderwał się mężczyzna, młody, stojący pod postumentem – Dlaczego zabrałaś mi z domu tyle moliny i w dodatku ją zażyłaś ?
U
boku tego chłopaka, który zaprzestał – chyba – dalszej kłótni
stała kobieta. Wyglądała na starszą wersje Leonidy. Te same
ciemne włosy, postawa, wszystko.
- Dajesz radę bez tego – spytała słaniając się trochę na nogach ?
- Ty nie dajesz nawet z tym – odpowiedziała mu nikłym chyba lekko zawstydzonym uśmiechem – Jeśli musisz się wykłócać to na trzeźwo i nie na pogrzebie, kawykso – podszedł bliżej podestu.
Sprawnym
ruchem zdjął ją z niego i postawił na ziemi. Kobieta stała za
nim, więc blondynka miała idealną sposobność by nią spojrzeć.
Spojrzała … z wyższością i pogardą.
- A ty co tu robisz – rzuciła w jej stronę ?
Podeszła
do niej odsuwając od siebie chłopaka.
- Anyksa – rzuciła z uśmiechem do niej.
Ta
uśmiechnęła się do niej sztucznie po czym spoliczkowała.
- Mamo – chłopak rzucił jej zdziwione spojrzenie.
- Impuls – wzruszyła ramionami.
Poczułam
ochotę do przytulenia tej kobiety.
Pokręcił
przecząco głową. Sięgnął prawą dłonią do kieszeni. Lewą
podtrzymywał dziewczynę, która opierała się na jego ciele.
- Wypij – podał jej fiolkę, którą wyciągnął.
Gdy
trzymała ją już w dłoni obróciła się w moją stronę i uniosła
lekko buteleczkę .
- Twoje zdrowie Michalino – wypiła zawartość, a pode mną nogi się ugięły.
Atak
paniki to to czego jeszcze brakowało, może oprócz potopu i
asteroidy. Atak pojawia się u mnie też wtedy kiedy za dużo się
dzieje. Mało dziś się nie działo. Po okołu trzydziestu sekundach
zaczęło mi brakować powietrza, więc zaczęłam się dusić.
Obok
mnie pojawiła się postać, która podała mi papierową torbę. Po
kilku duszących, niespokojnych atakach kaszlu mój oddech zaczął
się uspokajać, a obraz przed oczami przestawał być zamazany.
To
ten sam chłopak, który był z Kłamczuchą podał mi torbę. Czy on
nosi przy sobie jakąś apteczkę? Teraz jedną rękę trzymał przy
moim karku, była zimna i dawała ulgę, a drugą przytrzymywał
razem ze mną torbę. Opuściłam dłoń gdy poczułam się już
dobrze. Nie ! Kiedy przestałam się dusić. Dobrze czułam się
przed tygodniem.
Zamknęłam
oczy.
- Dobrze się czujesz ? Jesteś wycieńczona.
- Po co pytasz skoro później mówisz, że muszę źle – odpowiedziałam półgłosem.
- Dowcip się trzyma, więc nie jest aż tak źle.
- Wolałabym sama się trzymać – przytaknął, chyba mnie rozumiał.
Obróciłam
głowę by spojrzeć na rodzinę. Siedzieli tak jak inni wcześniej.
Choć wydaje mi się, że Konstancja ledwo trzyma się na ławce.
Pewnie wzrok nie wrócił jeszcze dobrze do normy.
Pomógł
mi wstać. Odzyskałam siły więc mogłam stać sama. Podeszłam do
Fabiana. Musiałam ostatni raz na niego spojrzeć. Dotknęłam jego
dłoni, które nie były ułożone jak do modlitwy tylko położone
wzdłuż linii ciała. Pochyliłam się i cmoknęłam delikatnie w
usta.
- Będę cię zawsze kochać – szepnęłam cicho – Bez względu na to co i kto mi o tobie powie.
Podniosłam
się.
- Możecie zaczynać – szepnęłam w kierunku jego rodziców, zrozumieli.
Ja
natomiast zeszłam po schodkach i ruszyłam drogą do wyjścia między
kamiennymi, wcześniej żywymi ludźmi. Uniosłam wyniośle głowę
zbliżając się do swojej rodziny. Choć pewnie tego nie zauważą.
Zatrzymałam się gdy Konstancja złapała mnie za rękę. Obróciła
delikatnie głowę w prawo. Zaczekaj na mnie powiedziała
do mnie bezgłośnie po czym wróciła do poprzedniej pozycji.
Po
jakiejś minucie mojego bezczynnego stania odezwał się głos.
- Witam najserdeczniej jak to możliwe w Królestwie Nieskazitelnej Harmonii. Spotkaliśmy się tutaj aby oddać cześć osobie, która oddała życie za zaginione źródło.
Źródło
? Zaginione ? O co chodzi? Czy ten mężczyzna na piedestale mówi o
Fabianie i o mnie. Przecież nie zaginęłam. Ten świat jest coraz
bardziej porąbany.
Po
tych słowach wszyscy jak na komendę unieśli głowę. Konstancja
wstała. Złapała moją dłoń i wyprowadziła mnie z Królestwa
Nieskazitelnej Parodii.
Gdy
stanęłyśmy na szczycie pagórka znowu zabrakło mi powietrza.
Dobrze, że zabrałam ze sobą torbę, bo znowu dostałabym ataku. Na
niekończącej się równinie znajdowało się tysiące, miliony, a
może miliardy grobów. Czerwone, zielone, niebieskie, białe,
brązowe i srebrne trumny lśniły w blasku słońca. To istne
cmentarzysko.
- Teraz rozumiesz. Mi może uda się dożyć starości, a twoje jutro, chociaż jesteś tą kim jesteś, jest niepewne. Leży tu może z dziesięć osób, które dożyły starości. Reszta jest niewiele starsza od nas. Fabian nie jest pierwszy. A ty już nie wrócisz z nami do domu. Zostaniesz tutaj i nie możesz dać się zabić. Taka jest moja rada dla ciebie. Wywyższając się chciałam zakryć ból nieuniknionej tak wcześnie śmierci.
Po
jej słowach na usta cisnęły mi się dwa pytania: Kim jestem i
dlaczego tu zostaje ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz