niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział I

I

To co działo się w ostatnich chwilach normalności.


Świat jest niesprawiedliwy, ale to chyba wiedzą naprawdę wszyscy. I w moim przypadku nie jest inaczej. Gdybym urodziła się kilka sekund wcześniej, byłabym na jej miejscu, byłabym kochana. Ale może wtedy nie byłabym Michaliną, taką jaką jestem teraz. Choć z moją rodziną kochamy się tylko na świątecznej rodzinnej fotce, parę osób darzy mnie uczuciem. Rita – moja ikona mody i dizajnu oraz best friends forever. Ksawery – mój upierdliwy, a jednocześnie kochany przyjaciel i sąsiad. Oraz osoba chyba najbliższa mojemu sercu – Fabian – mój chłopak. Może brzmi to zwyczajnie, bo wiele dziewczyn ma swoich chłopaków, ale on jest inny, wyjątkowy. A może po prostu każda dziewczyna myśli o swoim chłopaku tak jak ja o blondasie.
Tylko oni trzymają mnie tu jeszcze. No i mój wiek. Jutro skończę dopiero siedemnaście lat. Jeszcze tylko rok i pozbędę się mojej rodziny. Wyjadę do Danii na stypendium taneczne i wszystko będzie idealne.
Mam dość tej naprawdę piekielnej rodziny. Każdy pewnie myśli o swojej tak samo, ale ja mam do tego jeszcze większe prawo.
W dzisiejszych czasach ludzie nie wierzą w magię czy siły nadprzyrodzone, ale znają potęgę Żywiołów. Niewiedzą jednak, że są ludzie, którzy nimi kierują. Czyli z jakaś jedna siódma populacji na ziemi. Pomijając ludzi żyjących stale w Królestwie Tlenu – Oxygenie. Tlen, ponieważ żaden z żywiołów nie funkcjonował by bez tlenu. Ale dość o tym co mnie nie dotyczy.
Dziś kończę pierwszą klasę liceum. Z wyróżnieniem, ale czy ktoś oprócz mojej świętej trójcy się z tego cieszy – nie. W sumie powinnam się już przyzwyczaić do ignorancji, ale od odejścia ojca jest jeszcze trudniej. A od wypierania przez niego mojego istnienia jest jeszcze gorzej.
To sprawia taki ból, gdy twój ojciec mówi, że nim nie jest. Takie słowa też mobilizują. Spędziłam cały wieczór na strychu szukając jakiś aktów adopcji, in vitro – bez udziału ojca czy czegoś innego. Jednak nie znalazłam nic oprócz aktu urodzenia z moimi danymi i rodziców, których zawsze znałam. Może to wyparcie to jakiś nowy objaw kryzysu średniego. Najpierw zostawił moją mamę, a teraz mnie się wypiera. Mamę chyba to też dopadło, strzeliła sobie na łopatce tatuaż – płonące A. Tylko po co?
Rozumiem każdy chce mieć tatuaż, – ja też mam – ale wie o nim tylko Fabian. Jest on związany ze mną, pasją. A jej „A”? Od Elizy – jej imienia – nie. Ode mnie tym bardziej. Może A od inicjału ojca. Wielmożny Aleksander.
Koniec roku to nie jedyny powód do radości. Już za jakieś dwa dni pozbędę się mojej najukochańszej kuzynki. Jako ta, która urodziła się najwcześniej w trzecim pokoleniu wyjeżdża by doskonalić dar, który dostanie na właśnie siedemnaste urodziny. Do Oxygenu. Mam jeszcze większą ochotę niż zwykle by tańczyć. Normalnie jak będzie wyjeżdżać to ją chyba wycałuje z tej radości.
Moje nerwy się uspokoją. Obdarzy Monikę i zabierze ją ze sobą, ale jej to nie wycałuje. Prędzej splunę w twarz. To co robi mnie to inna sprawa niż podwalanie się do Fabiana. O to to nie! Za to w moim kodeksie grozi kara śmierci.
Już prawie jestem na terenie szkoły. Zrobiłam sobie dziś spacer. Choć jestem wcześniej to na dziedzińcu jest już bardzo dużo ludzi. Widać też im się dłuży.
Widzę znajome ciemne jak zwykle rozkudłane włosy Ksawerego. Stoi i rozmawia z … ja go zabije! Szybko ruszyłam w ich stronę. Mam nadzieję, że jeszcze go nie zaczarowała i nie wyjadła duszy, bo mózgu i tak nie ma. Ile razy można powtarzać „Nie zbliżaj się do tej Wyjadaczki”?!
  • Co ty tu robisz – nie mówiłam ciągle, pełnym zdaniem tylko akcentowałam każde słowo z osobna ?
  • Tak bez dzień dobry, kocham cię . Nieładnie – odezwała się przesłodzonym tonem Izabela.
Mam ochotę ją zabić. Kolejna oprócz Konstancji i Moniki osoba, którą można tylko nienawidzić.
  • Zamknij się, Wyjadaczko.
  • Co za słownictwo – udawała oburzenie – Wykluczenie musi bardzo ci ciążyć.
NIENAWIDZĘ kiedy tak mówi. To kolejny brutalny cios w moje urażone ego. Śpieszyłam się bardzo żeby wyjść na ten świat. Nawet złamałam sobie obojczyk, ale i tak byłam druga. Niesprawiedliwość.
  • Tak jak tobie sztuczne cycki.
  • Rozumiem twoją złość. Gdy chłopak interesuje się innymi z powodu twoich małych …
  • Wcale nie są małe – wtrącił się Ksawery.
Obie spojrzałyśmy na niego. Speszył się, zrobił się czerwony i spuścił wzrok.
  • Chodź, Buraku – złapałam go z czarny rękaw marynarki i odciągnęłam od długowłosej brunetki – Czy ty oszalałeś?– krzyknęłam do niego, gdy byliśmy z dala od reszty licealistów – Wiesz o tym świecie więcej niż powinieneś, a zachowujesz się jakbyś wiedział jeszcze mniej niż inni ludzie. Naprawdę nie zdajesz sobie sprawy, że bez duszy będziesz zombie.
  • To by było cool – odparł, zacisnęłam dłonie w pięści i ścisnęłam usta – Żartowałem – odparł widząc moja minę – Po prostu z nią rozmawiałem. A poza tym dziś jest … – gdy spojrzałam za niego myślałam, że szlak mnie zaraz trafi.
      Kolejny dzisiaj stracił rozum.
  • Czy faceci mają dzisiaj jakiś gorszy dzień?– zapytałam retorycznie podchodząc po raz kolejny do Wyjadaczki.
  • Może. A jak u ciebie ? Trzymasz się Wykluczona ?
  • Cześć, kochanie – przywitał się entuzjastycznie blondyn.
  • Nic nie mów – poradziłam mu, zrobił skruszoną minę i nie odpowiedział – Dlaczego? – zwróciłam się do niej
  • Z całym szacunkiem do ciebie, jakim cię nie darzę, mogę rozmawiać z ludźmi, tym bardziej dzisiaj. Wiem, że skoro jesteś Wykluczona nie powinnam od ciebie wymagać wiedzy, ale powinnaś wiedzieć, że skoro dzisiaj jest …
  • Pełnia – usłyszałam krzyk zza pleców !
To Rita i Ksawery wykrzyknęli to w moim kierunku. Jestem taką idiotką. Fakt, dziś jest pełnia. A podczas pełni Wyjadacze nie mogą pozbawić nikogo duszy ani zaczarować. Idiotka.
  • Miłej rozmowy – rzuciłam sztucznie po czym wycofałam się do dwójki przyjaciół.
  • Na mnie możesz krzyczeć, ale na niego nie – odezwał się od razu Ksawery, gdy podeszłam bliżej – On nic o tym świecie nie wiem, bo mu nie powiedziałaś. A to, że zakazałaś mu z nią rozmawiać potraktował jako zwyczajną zazdrość. Poza tym to tylko twój chłopak i nie możesz mu zakazać kontaktu z ludźmi, nawet tymi którzy mogą pozbawić go duszy.
Miał racje. Całkowitą. Powinnam mu powiedzieć, wytłumaczyć, nawet jakbym miała dostać większą zrybkę niż za Ritę i Ksawerego. To nie fair z mojej strony, że wiedząc więcej od niego nie dzielę się z nim. Jestem … egoistyczna. Od niego wymagam przestrzegania czegoś czego nie rozumie. W dodatku przeze mnie. Muszę mu powiedzieć. Czego ja się boje ? Tego, że pomyśli iż zwariowałam i mnie rzuci ? Tak, tego się boje. Nie chcę być wariatką, a przecież prawdy mu nie udowodnię. Bo nie mam żadnych mocy i nie będę mieć. Za dzień to się skończy. Nie będę musiała nic ukrywać, bo nie będzie mnie to już dotyczyć. Konstancja zniknie, a dopiero któreś z moich prawnuków … Jeju, to i tak się z nim wiąże, przecież jeśli będziemy razem i będziemy mieli dzieci to nasze prawnuki będą Obdarzone... O czym ja myślę? Do ślubu nie muszę mu nic mówić, albo do ciąży, albo porodu … STOP! Wystarczy.
Poczułam dłonie na talii, zaraz potem ciało przylegające do mnie i perfumy. Mogłabym stać tak cały dzień. To takie przyjemne. Czuje, że mogłabym odlecieć bez problemu i zatracić się w nim, w sobie, w nas.
  • Przepraszam – mruknęłam – Jestem po prostu zazdrosna.
  • Jak bym nie wiedział – wyszeptał mi do ucha – O co chodziło z tą pełnią – spytał, ale już na głos.
Wszyscy troje zamarliśmy. Co mu powiedzieć ? Co mu powiedzieć ?
  • Nie zauważyłeś, że jak jest pełnia to się bardziej wścieka – rzuciła niespodziewanie Rita.
  • Właśnie – poparł ją Ksawery, przeciągając słowo.
  • Czasem trzeba jej o tym przypomnieć, bo … – urwała.
  • Zapominam – zabrałam głos – Że wściekam się o głupoty. Poza tym ten stres – obróciłam głowę w jego stronę na tyle ile mogłam gdy mnie ściskał – Wiesz, wyjście na środek i w ogóle.
  • Mhm – mruknął niby potakująco jednak wiedział, że kręcimy, był jednak na tyle taktowny, aby nie pytać o to o czym nie chcemy mówić.


Muzyka Afromentalu bębniła w moich uszach. Zakończenie się już skończyło. Zaczęła się natomiast dyskoteka na początek wakacji. „Rock&Rollin'Love”wypełniało całe boisko, na którym tańczyła masa licealistów. W tym Ksawery i Rita. Ja natomiast siedziałam na ławce i z zamkniętymi oczami słuchałam zespołu. Gdyby nie to, że bardzo boli mnie brzuch też bym tańczyła, przecież to jest to co uwielbiam. Do tego brzucha doszedł jeszcze dzisiejszy stres i okłamywanie blondaska. Chyba będę musiała mu powiedzieć.
  • Dlaczego tu siedzisz ?– szepnął mi do ucha ten o którym myślałam.
  • Brzuch – jęknęłam opatulając część ciała rękami.
Uśmiechnął się delikatnie. Włożył dłoń do kieszeni, wyjął z niej jakąś saszetkę i mi podał.
  • Jak to dobrze, że znam twój kalendarz i wiem kiedy będziesz miała okres. I jak dobrze wiem, że na pewno nie wzięłaś leków.
  • Znasz mój kalendarz? – spytałam zdziwiona.
  • Kochanie, – objął mnie ramieniem – nie jestem daltonistą i przez cztery lata zdążyłem ogarnąć co oznacza zielono zamalowany dzień twoim kalendarzu przy biurko.
Zaśmiałam się. Wnikliwy jest, to szczera prawda.
  • Myślałam, że nikt nie zauważy. Ten zielony jest mylący.
  • Proszę – podał mi butelkę wody.
  • Wzięłam przed chwilą leki. Na ten akurat wyczekiwałam. Ty pewnie też?
Wzruszył ramionami. Przytulił mnie mocno, głowę położył na moim ramieniu.
  • I tak będziemy mieli kiedyś dziecko. Dla mnie to obojętne kiedy.
Uwielbiam kiedy tak mówi. O naszym przyszłym życiu, razem. To fajne wiedzieć, że wie na czym powinien opierać się związek. Na planowaniu przyszłości – razem. Kiedyś kiedy żyła jeszcze moja prababcia powiedziała mi, że z kimkolwiek nie będę, ta osoba będzie mnie ranić. Tylko muszę wybrać taką osobę dla której warto pocierpieć. I on jest tą osobą.
  • Kocham cię – wyznałam mu, nie po raz pierwszy, ale wiem jak to na mnie bardzo działa, więc na niego chyba też.
  • Kocham cię – nigdy nie odpowiadał „ja ciebie też”.
Te słowa są dla mnie takie beznamiętne. „Ja ciebie też” można odpowiedzieć też na „ Nienawidzę cię „. Nie chcę żeby ktoś mnie też kochał chce żeby kochał – po prostu.
  • Mam przyjść jutro na twój ostatni trening? – zapytał
Nie mogę iść na ten trening tańca. Serafina – moja babcia, która swoją drogą ma na imię jak jakaś kotka, przynajmniej dla mnie – zabroniła mi jutro wychodzić z domu. „Wszyscy mają być w domu i wspierać Konstancję” - powiedziała . Konstancja czy tylko dla mnie to brzmi jak jakaś Konserwa … Konserwa Kalska, brzmi świetnie. Jestem wredna, tak jak ona dla mnie. Moja dzisiejsza mantra „ Do pojutrza”.
  • Nie idę na trening – odparłam – Przez Konserwę muszę siedzieć w domu.
  • Konserwę? – wypuścił mnie z objęć i spojrzał na mnie z zaciekawieniem
  • Konstancja.
  • Aaa. Teraz przyszło ci do głowy ?
Pokiwałam głową. Uśmiechnął się głucho. Zamknął oczy i położył głowę na moich kolanach. Wyciągnęłam dłoń i wplotłam ją w jego blond włosy. Uwielbiam takie wieczory

@@@

Przeciągnęłam się po łóżku. Mruknęłam, gdy moje mięśnie zaczęły się rozluźniać. Otworzyłam oczy. Zegarek pokazywał mi siódmą siedem rano. Ktoś o mnie myśli. Pewnie czekają aż zejdę i zrobię śniadanie. Westchnęłam. Obowiązki.
Otworzyłam szafkę w której miałam przygotowane rzeczy na leniwe soboty i niedziele. Leniwe w sensie domowym. Nie relaksacyjnym. Postawiłam na koralowe spodenki i słonecznego koloru bluzkę odsłaniającą ramię. Włosy, nawet nie ruszając ich szczotką, związałam w kucyka czarną, mocną gumką. Nie miała tego srebrnego czegoś jak inne gumki i dzięki temu się nie rozrywała. Dzięki takim gumką zaoszczędziłam pieniądze. W końcu włosy do talii trzeba związywać.
Zamknęłam drzwi do pokoju. Oparłam się na klamce zakładając materiałowe buty. Coś a la baletki. Nie robią wiele hałasu, ale szybko się ścierają. Cóż nie powinnam tańczyć sprzątając.
  • Jesteś pewna, że nic jej nie jest – zapytał … Fabian ? Niemożliwe żeby był tu o tej porze.
  • Tak, byłam przed chwilą na górze. Smacznie spała – oznajmiła moja babcia.
Był z moją babcią na ty. No nie wierzę, że mnie to ominęło. Jak, gdzie i kiedy? To chore, tak trochę.
  • To dobrze. Bałem się … – jego ton wyrażał strach
Co się tu dzieje?
  • Czego? Nic się nie stanie. Jest bezpieczna w domu.
  • Miałem zły sen. Zazwyczaj się sprawdzają – wyznał.
  • Twoja głowa w tym aby tak nie było – oznajmiła ostro babcia.
  • Nie dam jej skrzywdzić – odparł rycersko.
Kogo ? Mnie ? Kogo?
  • Przywróć się do porządku, bo …
  • Co ty tu robisz – zapytałam ?
Oboje podskoczyli na dźwięk mojego głosu. Schodziłam powoli po schodach. Co mi powie ? Co mi powie ? Co mi powie ?
  • Musiałem cię zobaczyć.
Nie widziałam go jeszcze takiego. A widywałam go rozczochranego rano. Włosy stały mu we wszystkie strony. Były mokre. Spocił się, naprawdę mu się chyba tu śpieszyło. Za duży t-shirt ubrał na lewą stronę, a spodnie ledwo trzymały się na jego pośladkach, bo nie zapiął paska.
Podszedł do mnie i przytulił. O mało co się nie wywróciłam. Trzymał mnie tak mocno jakby nie widział mnie od roku. Gołe ramię stawało się mokre. Płakał.
  • Co się stało – spytałam ?
  • Śniło mi się, że coś ci się stało. Musiałem cię zobaczyć – powtórzył.
Oderwał się od mojego ramienia, a potem natychmiastowo przywarł do ust. Nigdy nie całowaliśmy się przy nikim z rodziny. Z wyjątkiem Konstancji, która niejednokrotnie widziała nas na przerwach i Kamili – mamy Fabiana. Choć czułam skupione spojrzenie babci na nas odwzajemniłam pocałunek. On potrzebował bliskości.
  • Dziękuje, że mnie pani wpuściła – powiedział do babci, gdy zostawił moje usta w spokoju.
Teraz to pani. To jakiś żart, konspiracja, albo się tak zestresował, że zapomniał o zwrotach grzecznościowych. Nie wiem. Kompletny mętlik.
  • To ważny dzień. Zajmij się gościem, a ja przygotuje wszystko do perfekcji – to była aluzja do mojej „słabo” wykonywanej pracy czy jak?
  • Dobrze.
Zostawiła nas udając się do kuchni. Gdy tylko zniknęła z pola widzenia znowu mnie przytulił. Tak mocno, że brakło mi powietrza.
  • Udusisz mnie, wariacie – oznajmiłam półgłosem.
Uwolnił mnie z uścisku. Objął dłońmi twarz. Naprawdę płakał.
  • Dobrze się czujesz – spytał troskliwie.
Ja tak, ale ty chyba nie za bardzo. Przytaknęłam głową.
Kolejny raz zaczął mnie całować. Świat wariuje czy jak ? Nie żebym nie lubiła się całować, ale … to wszystko. Wow.
  • Naprawdę musisz się lizać z … nawet nie wiem czy można go nazwać ubranym, chłopakiem. W przejściu. W dniu mojego życia.
  • Ślub bierzesz czy jak – spytał i wtedy tak jakby wrócił mój Fabian ?
  • Chyba czystości – odparła i wyminęła nas.
To zawsze ją bolało. To, że kogoś mam. Że mogę i nikt mi tego nie zabroni, bo to naturalna kolej rzeczy. Przynajmniej w moim przypadku. Babcia zabroniła jej spotykać się z chłopakami. Miała się skupić na nauce, dostojnym obyciom, tańcom, jeździe konnej i paru innych rzeczach. Ale to był drugorzędny powód. Moim zdaniem chodziło o to, aby nasza rodzina wróciła do elity. Nasz ród był podobno szanowany, ale prababka wyszła za zwykłego człowieka i miała z nim właśnie babcie. A jeśli ktoś Obdarzony zwiąże się ze zwyczajnym człowiekiem, ich dzieci będą wtedy tylko nosicielami i dopiero trzecie pokolenie po osobie Obdarzonej jest Obdarowywane, i jest to tylko pierwsze dziecko z tego pokolenia. W naszym drzewie genologicznym to Konstancja.
Przytulił mnie kolejny raz. To już stawo się naprawdę dziwne. Co się dzieje? Jakieś hormony czy jak?
  • Na pewno dobrze się czujesz – zapytał po raz kolejny ?
  • Tak – rzuciłam już ze złością.
  • Ale na pewno ? Nic się nie zmieniło? Nie czujesz się inaczej ?
Czy on zwariował ? Czy to ja ?
  • Może nie mam ochoty dzisiaj tańczyć, ale …
  • Nie chce ci się tańczyć – krzyknął dość głośno, babcia i kuzynka na pewno go słyszały.
Spojrzałam na niego „spod byka” jak to zwykle miałam w zwyczaju gdy robił coś czego nie powinien. Moja babcia nie znosiła gdy ktoś krzyczał. Zwłaszcza w domu. Czekałam na krzyk z jej strony, ale nic nie usłyszałam. Stoję jak słup już jakąś chwilę. Nadal czekam na krzyk. Cisza. Może jest zbyt zajęta.
  • Kochani – odezwała się babcia – Chodźcie tu.
Fabian złapał mnie za rękę i zaczął iść w stronę kuchni.
  • Oszalałeś – zatrzymałam go – Nie chodzi o nas.
  • Fabian, Michalina chodźcie – zawołała.
To nas nazwała „kochani”? Istny szok. Świat wariuje, bo jak to nie to, to chyba dotarła tu jakaś choroba.
  • Zróbcie sobie piknik. Jest taka piękna pogoda. Posiedźcie sobie w ogrodzie. Zjedźcie śniadanie – wskazała na koszyk piknikowy.
To sen. Na sto procent. Szczypię ramię i czuje ból. To niemożliwe. Dobra, inna metoda. Obudź się. Obudź się. Obudź się. Nadal nic. Jestem tutaj. Gdy szczypnięcie nie działało, to „obudź się” sprawiało, że się budziłam. Ale nie tym razem czyli to codzienność. Tylko w krzywym zwierciadle.
Nawet nie zorientowałam się kiedy już siedziałam z Fabianem na kocu w kratę w różnych odcieniach czerwieni. On, tak po prostu, normalnie rozkładał rzeczy z koszyka na czerwonych kratach. Jakby babcia robiła tak za każdym razem gdy przychodził.
Może to dlatego, że dziś nadszedł wielki dzień Konstancji. Tak, to na pewno dlatego babci kompletnie odbija. To dlatego, ale co zrobić z Fabianem. Nie wiem co się stało. Wygląda podobnie jak ja gdy mam silne ataki paniki jak przypomina mi się pożar. To chyba najgorsze co mnie spotkało do tej pory mam uraz do ognia. Czasami nawet ciężko mi siedzieć przy ognisku.
  • Fabian – położył karton Tymbarku na kocu i spojrzał na mnie.
  • Tak?
  • Coś się stało ? Pokłóciłeś się z mamą ? Nie wiem. Stało się coś złego ?
Zaprzeczył. Zajrzał do koszyka, udając, że czegoś w nim szuka, choć był kompletnie pusty. Czyli coś ukrywał. Chował swój wzrok przede mną.
  • Spójrz na mnie – rozkazałam, może trochę za ostro – Dlaczego nic mi nie mówisz ?
  • Wszystkiego najlepszego. Słodkiej siedemnastki – odparł – Prezent dam ci jutro, bo zapomniałem go odebrać. Jeśli w ogóle będziesz chciała ze mną gadać – powiedział już ciszej, ale i tak usłyszałam.
  • Nie musisz mi dawać prezentu, ale możesz mi coś obiecać.
Kiwnął głową, żebym kontynuowała.
  • Dziś powiesz mi to co przede mną ukrywasz. Zaraz jak ja ci coś wyznam.
To chyba był odpowiedni moment na powiedzenie mu prawdy. Na powiedzenie mu o tym świecie. Ale to źle, że chcę to zrobić tylko dlatego, żeby z niego wyciągnąć to co ukrywa. Muszę wiedzieć co go tak rozbiło.
  • Okey, ale później, bo masz gościa.
Na tarasie stał Ksawery z jakimś prezentem. Dużym. Zamachał ręką przywołując mnie do siebie. Cóż, ciekawość zwyciężyła i po chwili stałam już obok niego. Opakowane pudło było wysokie na jakiś metr, a szerokie mniej więcej na rozpiętość moich ramion. Fioletowe, związane różową, szeroką wstążką.
  • Wszystkiego najlepszego – przytulił mnie mocno.
Wyciągnął rękę i podał małe opakowane pudełko.
  • Dwa prezenty – spytałam ?
  • Nie. Ten na wózku nie jest ode mnie. Otwórz – nakazał, nie mówiąc od kogo jest podarunek.
Złapałam wieko i z lekkim zawahaniem uniosłam je do góry.
  • Niespodzianka – krzyknęła Rita wyskakując z pudła !
Musiałam krzyknąć z zachwytu. Zaraz potem ją przytuliłam. Miała być w samolocie do Stanów. O dziesiątej w nocy miała lot. Wczoraj.
  • Jak – spytałam ?
  • Nie mogłam przegapić twojej siedemnastki. Pozwolili mi dolecieć do nich później.
Na pewno chodziło o jej rodziców.
  • Jej – zapiszczałam i klasnęłam parę razy w dłonie.
  • A tobie co, ziom – zwrócił się Ksawery do Fabiana – Zbiła cię za nie udany prezent ?
  • Właściwie to nie dałem jej prezentu – odparł zgodnie z prawdą.
  • To teraz rozumiem dlaczego wyglądasz jak po huraganie – odparł z uśmiechem, a potem obrócił wzrok na mnie jakby pytając „ Powiedziałaś mu ?”.
Zaprzeczyłam.
  • Kochani, macie tu jeszcze dwa nakrycia – odparła babcia pojawiając się na tarasie z dwoma talerzami i szklankami w dłoniach.
Normalnie zeświruję jak będzie używać „kochani” częściej niż powinna czyli w ogóle.
Ksawery przejął od niej naczynia i podziękował.
  • To ja może pójdę się ogarnąć, jeśli nie masz nic przeciwko – zwrócił się do mnie.
  • Nie. Idź do mojej łazienki, okey ?
  • Jasne – przybliżył się do mnie i pocałował w policzek.
Cała nasza trójka czekała aż zniknie za najbliższą ścianą. Odczekaliśmy jakieś pół minuty, aby mieć pewność, że po coś nie zawróci.
  • Co mu się stało – spytali równocześnie ?
  • A żebym ja wiedziała. Wpadł jak burza o siódmej, płakał – ściszyłam głos – Rozmawiał z babcią na ty, a jak się pojawiłam to na per pani. Potem się na mnie wręcz rzucił, zaczął tulić, całować. No nie wiem co go napadło. Naprawdę. Nigdy go takiego nie widziałam. Mówił, że śniło mu się, że coś mi się stało i się strasznie o mnie bał. Babka też jest dzisiaj miła, że … za miła. Świat wariuje.
  • Może was zostawić – spytał brunet.
  • Nie. On i tak mi nie powie. Znaczy chyba musi teraz przemyśleć czy jest gotowy mi to powiedzieć.
  • To na pewno nic złego.
  • Tak, na pewno. Ukrywa przede mną, że zgarnął całą kumulację w totolotku.
  • Próbuje cię pocieszyć, a ty …
  • Nie denerwujmy się. Myślmy pozytywnie – zaczęła Rita – Dziś są twoje urodziny i skupmy się na tym. A poza tym on już wraca.
Po chwili dołączył do nas. I w czwórkę ruszyliśmy w kierunku przygotowanego koca.


W pozornie luźnej atmosferze minął nam poranek i południe.
Śmialiśmy się przez cały czas, rozmawialiśmy, ale to było takie sztuczne. Żadne z nas nie czuło się dziś dobrze psychicznie. A ja fizycznie też zaczynałam czuć się źle.
Tak jak natura. Niebo zaczęło się roić od chmur, których wcześniej nie było. Mnie natomiast zaczął boleć brzuch i głowa. Czasami jakby też wzrok mnie zawodził, bo zaczęłam słabiej widzieć, a mój wzrok jest bardzo dobry.
Teraz patrząc na pozycje słońca jest pewnie jakoś po trzeciej. Na werandzie stanęła babcia. Po chwili przyglądania się nam ruszyła w naszych kierunku. Splotłam moje palce z Fabiana. Pewnie każe mu zaraz iść. Urodziłyśmy się po szesnastej. Ja dwanaście, Konstancja wcześniej. I to o tej porze świat miał zawirować. Wtedy ma otrzymać swój dar. Ziemię, po prababci. Skoro nic nie wie to pewnie każe mu wyjść.
  • Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale potrzebowałabym pomocy Fabiana.
Chciał coś powiedzieć, ale go powstrzymała ściskając jego dłoń.
  • Fabian ? Pomoc ? Do czego?
  • Kiedyś mi mówiłeś, młody człowieku, – zwróciła się do niego – że tańczysz walca – oznajmiła.
Co ? On przecież nie tańczy. Mówił mi, że nie tańczy.
Przytaknął.
On tańczy ?!
  • Konstancja potrzebuje partnera. Musi sobie przypomnieć ten taniec. Więc czy mógłbyś jej za partnerować ?
Miałam wrażenie, że to jakiś szyfr. On przecież nie tańczy. Widziałam jak tańczy. On nie może dobrze tańczyć walca, skoro ja nie potrafię go ogarnąć, bo tańce towarzyskie nie są dla mnie.
Kolejny raz przytaknął. Babka zawsze nas rugała za to, że przytakujemy, a nie odpowiadamy pełnym zdaniem. Jego też normalnie by zrugała. Tak jak faceta w sklepie, gdy zapytała czy te jabłka są po złoty dwadzieścia, a on jej przytaknął. Ale wtedy było mi wstyd. Skoro tego nie zrobiła to musiała być konspiracja.
Serafina obróciła się i dostojnym krokiem szła po trawie, jak to na damę przystało.
Złapałam Fabiana za spodnie, gdy wstał, w okolicy kolana. Pochylił się by móc na mnie spojrzeć. Uśmiechał się, ale mi do tego nie było.
  • Mówiłeś, że nie tańczysz.
  • Hip – hopu i tym podobnych. Lubię tańce towarzyskie.
Prychnęłam.
  • Uśmiechnij się – dotknął dłonią mojego policzka i lekko szarpnął, tworząc zapewne krzywy uśmiech – I nigdzie nie wychodź. Za chwile będę musiał z tobą pogadać – podniósł się i poszedł w ślad za babką.
Niech szlak ich zabierze do swego królestwa. O co tu chodzi? On mnie zdradza z Konstancją ? Tak, on musi … Nie nie może mnie z nią zdradzić. Nie całował by mnie wtedy tak namiętnie. Ale coś tu jest na rzeczy. Ja, on, ona i moja babka. Ta konspiracja …
  • Konspiracja – spytali moi przyjaciele, pewnie po tym jak Fabian zniknął wewnątrz.
  • Zaczyna przerażać mnie ta nasza telepatia – oznajmiłam – Też o tym pomyślałam.
Jęknęłam. Ból przeszył moją głowę. Ostry, buczący, silny. Jeszcze takiego nie miałam. To chyba migrena. Mama na nią cierpi, więc mam to w genach. Po paru sekundach minęło.
  • Dobrze się czujesz – spytała Rita ?
  • Tak.
  • Co ci się stało – usłyszałam głos Ksawerego nad sobą ?
Podtrzymywał mnie na kolanach. A Rita klęczała przy moim prawym boku. Może jednak nie trwało to parę sekund jak mi się wydawało.
  • Co się stało – zapytałam ?
  • Co się stało ? Zaczęłaś się zwijać z bólu. Jakieś trzy minuty.
  • Myślałam, że minęła chwila – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
  • Najgorsze trzy minuty mojego życia – kontynuowała Rita.
Podniosłam się. Milczałam. Siedziałam bez ruchu. Miarowo oddychając. Czekając na możliwy powrót bólu. Kiedy po pięciu minutach się nie pojawił. Wstałam.
  • Może was odprowadzę, co – spytałam – Zaraz zacznie się ta wielka akcja i w ogóle.
  • Jasne. Jeśli dobrze się czujesz – odparł Ksawery.
  • Kawa – zawołała go po pseudonimie jakim go nazwałyśmy, bo jest istnym kawo holikiem, z pretensją – Miała zostać w domu. Fabian chciał z nią pogadać.
  • Co się odwlecze to nie uciecze – poklepałam ją po ramieniu – Idziemy. Tylko skocze na górę po telefon.

Przechodząc korytarzem obok sali balowej usłyszałam krzyki Konstancji. Pewnie usłyszałabym je nawet na parterze, a na dworze to już na pewno gdyby drzwi były otwarte.
  • Spierdoliliście mi życie. Nam życie.
Przekleństwo w ustach panny idealnej. Miód na moje uszy, słysząc jej niedoskonałość. Chętnie weszłabym do środka i pooglądała to zajadając się popcornem z masłem, ale mam dość rodziny. I tego, że Fabian na pewno jest w coś zamieszany, bo raczej nie uczy jej walca, kiedy ta wyklina na resztę mojej rodziny.
Złapałam za telefon leżący na mojej mahoniowej komodzie. Śpiewając pod nosem Carmen Lany del Rey minęłam salę, aby nie wsłuchiwać się w kłótnie choć bardzo mnie ciekawiło o co chodziło.
Pomachałam jeszcze raz Ricie zanim weszła do domu. Postanowiłam przejść się po parku. Był niedaleko je domu. Jeśli się spóźnię na inauguracje Konstancji to trudno. Mam to głęboko w czterech literach.
West Cost również Lany rozbrzmiał w mojej kieszeni. Chyba mi jednak nie odpuszczą nieobecności. Fabian.
  • Czego – rzuciłam, mam nadzieję, że zabrzmiało ostro i gniewnie ?
  • Gdzie jesteś ? Miałaś nie wychodzić.
  • Nie rób mi wyrzutów. Jestem tam gdzie jestem.
  • Masz wracać natychmiast do domu, rozumiesz ?
  • Nie rozkazuj mi – krzyknęłam.
Nigdy tego nie robił. Zaraził się od Konstancji czy jak ?
  • Chodzi o twoje życie.
Zaśmiałam się.
  • Okey. Robi się coraz ciemniej, ale trafię do domu nawet o północy, więc …
  • Gdzie, kurwa jesteś ?
Nigdy tak do mnie nie mówił. Nigdy przy mnie nie przeklinał. Nigdy się chyba dzisiaj po prostu kończy. Tak samo jak niemożliwe.
  • W parku, przy dębie – sprecyzowałam.
  • Idź najszybszą drogą do domu. Będę szedł w twoją stronę.
  • Okey – odparłam jak bezbronna owieczka.
Nigdy nie zachowywał się władczo. Nawet nie pomyślałam, że taki mógłby być. Nigdy. To zachowanie dzisiaj wszystkich jest cholernie denerwujące.
Chociaż na mnie krzyczał, to brzmiał jakby się o mnie martwił. Co się dzisiaj dzieje ? Niech ten dzień się skończy. Błagam.
Coś mignęło przede mną. Zaczęłam się rozglądać, ale nic nie było. Pewnie wiewiórka. Po chwili poczułam jakby ktoś mnie obserwował. Zaczęłam się obracać wokoło. Nikogo nie zauważyłam. Dosłownie. Park był pusty. Może dlatego, że zaczęło się robić ciemno. Strasznie ciemno. Jakby zbierało się na nagłą burzę.
  • Uciekaj – usłyszałam za sobą.
Fabian biegł w moją stronę. Jak możliwe, że dotarł tu w tak krótkim czasie.
  • Uciekaj – ponowił, ale ja stałam w miejscu – Za tobą.
Obróciłam się. Coś przede mną stało. Nie wiem co to było, ale było duże, brzydkie i sprawiło, że nie mogłam się ruszyć. Strach mnie zamroził. Potwór uśmiechnął się jakby pokazał swoje zęby strasznie ostre i wielkie. Był cały w futrze. Pochylał się nade mną, bardzo, nogi miał jakieś trzydzieści centymetrów ode mnie. A twarz kilka centymetrów. Z jego paszczy wypłynęła struga śliny. Patrzyłam jak spada. Gdy dotknęła ziemi poczułam, że odlatuję. A potem poczułam coś twardego.

Ból przeszywał mnie od stóp do głów. Leżałam obok drzewa, pewnie to ono było tym twardym co poczułam. Na korze było coś mokrego. Szkarłatnego. Chyba … krew. Moja. Obróciłam głowę w lewo.
To był błąd. Ta bestia pomiędzy nogami trzymała Fabiana. Pochylała się nad jego twarzą. Z jego ust do gęby potwora ciągnęło się jasne światło. Wysysał coś z niego. Duszę ?
Miałam wrażenie, że coś spadło na mój brzuch. Stęknęłam. Spojrzałam na brzuch, ale nic na nim nie było. Przecież coś musiało spaść. Jakby z jakiś wór żelaza na mnie spadł, ale nie było nic.
Spojrzałam w stronę bestii. Patrzyła na mnie z uwagą. Poczułam kolejny atak bólu. Bolało jeszcze bardziej.
Bestia stanęła obok mnie. Patrzyła na mnie błękitnymi ślipiami. Gdy znowu brzuch zaatakował, ona uciekła.
Pot spływał po moim ciele. Z każdą sekundą bolało coraz bardziej. Zaraz umrę z tego bólu. Łzy piekły moje rozgrzane policzki. Duszno. Jest tak duszno.
  • Misia – usłyszałam szept Fabiana – Obróć się na bok, będzie ci lżej – pełznął w moją stronę bardzo powoli – Zaufaj mi.
Teraz miałam mu zaufać. Teraz gdy coś ukrywał. Teraz gdy …
  • Proszę – zatrzymał się, kaszlał.
Złapał go napad. Dusił się. Przycisnął pięść do ust. Po jego kostkach zaczęła spływać ciecz, tak samo szkarłatna jak na drzewie. Krew.
Obróciłam się na bok. Musiałam komuś zaufać.
Przestał kaszleć. Podniósł głowę. Patrzył na mnie. Na wargach miał krew, która zaczęła spływać po brodzie.
  • Myśl o czymś przyjemnym
Kolejny skurcz. Ból wrzynał się w moje wnętrze. Coś rozpalało mnie od środka. Jakbym w żyłach miała lawę zamiast krwi.
Woda. Napiłabym się wody. Weszłabym do wody. Pływałabym w wodzie. Pamiętam wakacje nad Gopłem. Jedyne na których rodzice poświęcali mi całą swoją uwagę.
  • Jestem tu – głos blondyna przebił się przez wspomnienia – Zawsze.
Otworzyłam oczy. Patrzyły na mnie jego oczy. Zieleń jakby zaczęła blaknąć. Zaczęły się robić przerażające. Takie białe. Bez tęczówek, źrenicy.
  • Blaknął ?
Przytaknęłam.
  • To koniec, skarbie.
Zaprzeczyłam głową.
  • Kocham cię, bardzo. Masz się cieszyć każdym dniem. Nie wypłakuj mi rzeki – wyszeptał.
Opadł na ziemię obok mnie. Zamknął oczy. Kocham cię. Powiedział bezgłośnie.
Przed oczami zrobiło mi się ciemno.



Ciemność i huczenie w głowie. Ból rozrósł się po całym ciele. Zamieszkał w każdym mięśniu, ścięgnie, paliczku, kości, komórce ciała. Zagnieździł się jak pijawka. Ból mnie otumania. Nie mam siły otworzyć oczu.
Nie jestem sama. Słyszę czyjeś oddechy, przestępowanie z nogi na nogę. Nikłe głosy, ale może to mi się wydaje. Nadal strasznie buczy mi w głowie. Ciemność.
Woda. Słysze ją i czuje. Obmywa mnie. Rękę. Dłoń. Woda. Pić. Moje usta są suche. Pić.
Otwieram oczy. Światło mnie razi. Przyzwyczajam się. Nie chcę być w ciemności. Potrzebuje światła.
Ktoś siedzi przy moim łóżku. Ta osoba obmywa mi prawą dłoń. Blond włosy, lokami spadają w dół. Tworzą kompozycje wodospadu. Prosto w dół, a potem z każdym milimetrem zakręcone, przypominając pianę.
Konstancja.
  • Wody – szepczę.
Natychmiastowo podnosi głowę. Zaczyna się nerwowo uśmiechać. Patrzy na mnie z … ulgą.
  • Już – podnosi się z niebieskiego, plastikowego krzesła.
Już wiem, gdzie jestem! To jeden z pokoi na gościnnych na drugim piętrze. Na pewno. Niebiesko białe ściany i ten sam obrzydliwy wazon na stoliku. Jak można eksponować coś tak nieestetycznego. Zielonobrązowy kolor przyprawia o zwrócenie pokarmu. A kształt żółwia mnie … drażni.
Podaje mi szklankę z wodą. Łapię ją w prawą rękę. Trzy duże łyki źródlanej mineralnej płyną przez mój układ pokarmowy. Oddaje jej szklankę.
Kciuk i palec wskazujący jest czysty. Pozostałe trzy palce są straszliwie brudne. Pod paznokciami zalega czarny brud. Płytka paznokci jest szkarłatna i chropowata. Skóra pokryta brązowymi zaciekami z zaschniętą miejscami ciemnoczerwoną mazią. Krew.
  • Fabian – patrzy na mnie z niepokojem – Gdzie jest Fabian ?
Zaczyna mówić, ale ja nic nie słyszę. Rusza ustami, ale słowa nie wychodzą z jej gardła.
  • Konstancja, gdzie jest – nie mam siły mówić – Gdzie ?
Zaciska wargi.
Och, głowa mi pęka.
Patrzy na mnie głucho. Łapie za klamkę i wychodzi.
Zdzira.
Szybkie kroki rozlegają się po korytarzu.
Do pokoju wpada kilka osób. Jest ich tyle, że ledwo mieszczą się przed łóżkiem. Babka, mama, ciotka, wuj, Rita i Ksawery. To dużo, ale jednak o jedną za mało. Nie ma Konstancji.
  • Co się dzieje – odzywam się z ledwością – Gdzie Fabian ?
Cisza. Nikt nic nie mówi. Patrzą tylko na mnie z oczami jak pięciozłotówki. Patrzą i milczą. A ja umieram z przerażenia.
  • Kochanie – głos zabiera Serafina, pod wpływem mamy, która pchnęła ją do przodu – To ty jesteś Obdarzona – podkreśla. Czeka na moją reakcje, ale co ja mam powiedzieć. To kłamstwo. Ja nie jestem tą wyjątkową, ja jestem ta gorsza, to ja … Spierdoliliście mi życie. Nam życie. Zaraz oni wiedzieli, że to ja jestem, a nie ona. Dlaczego to ukrywali – Wiedziałam, że to ty. Tylko ja, do czasu. Każde zajęcie jakie kazałam ci wykonywać pomoże ci jako Obdarzonej, przekonasz się – zaśmiała się, jakbym jej coś zawdzięczała – Musiałam cię ukrywać. Nie mogłaś dorastać z piętnem wyjątkowej, bo to by cię zgubiło. Nie chciałam żebyś była zarozumiała jak … – urwała
  • Konstancja – dokończyłam. Przytaknęła.
  • Zrozumiałam, że jeśli nie dam ci wystarczającej ochrony. To ktoś będzie mógł na ciebie źle wpłynąć – usiadła na skraju łóżka – I sprowadzi cię na złą drogę.
  • Przejdź do sedna – powiedziałam … ostro. To czekanie wzmaga we mnie agresje, a może to ten żółw na stoliku ?
  • Przedstawiłam w Oxygenie całą twoją historię – Historię ? Bez przesady. Może jeszcze kartotekę – Przydzielili ci osobę, która miała stać się dla ciebie najbliższa. Być zawsze tam, gdzie ja nie mogłam cię chronić. Tą osobę nazywa się Opiekunem. Twoim był Fabian.
To, że on był związany z Oxygenem nie uderzyło we mnie tak jak słowo „był”. Fabian był moim Opiekunem. On jest moim Opiekunem. Cokolwiek miało tak naprawdę znaczyć Opiekun.
  • Jest – poprawiłam.
  • Nie jest. Kochanie, on … – oparła głowę na prawej dłoni. Na małym palcu zabłysł pierścionek. Zaręczynowy, złoty z zielonym szmaragdem w oczku. Od dziadka. Najukochańszej osoby jaką miałam.
  • Jest w ciężkim stanie, tak ? Widziałam go – oznajmiłam – Krwawił. To coś wyjadało z niego … coś. Nie wiem co – zaczęłam dużo mówić, to chyba oznaka poprawy – To przed tą bestią miał mnie chronić ? Co to było ?
  • To Żywiołak. Te stworzenia wyjadają moce z Obdarowanych. Ale zdarzają się też osobniki, które robią nie tylko to. Są one jak psy z wścieklizną.
  • Co robią ?
  • Michalina, on nie żyje – odezwała się Rita.
Mięśnie twarzy napięły się. Zwłaszcza wokół oczu. Mięśnie ściskają mi się coraz bardziej pod oczami aż do końca policzków, bolą. Oparłam się plecami o ścianę. Zimno sprawiło, że mięśnie trochę się rozluźniły. Usiadłam już na początku opowieści Serafiny, ale nie mam siły teraz.
Nie żyje. Co to znaczy ? To nic nie przekreśla. On jest tylko kompletnie zimny, pozbawiony duszy i energii. On … nie żyje.
Zamknęłam oczy. Spod powiek popłynęły łzy. On nie żyje. Dlaczego tak późno to do mnie dotarło.
  • To przez ciebie nie żyje – spojrzałam na babkę – Gdybyś nie prosiła o ochronę żyłby.
  • Nie znałabyś go wtedy.
  • Nie – odszepnęłam – Ale by żył – krzyknęłam, wzdrygnęła się – Nikt nie umarł by przeze mnie – powiedziałam, ale nie krzyczałam – Nikt.
Wstałam. Zgromadzeni ścisnęli się w prawej stronie pokoju robiąc mi w ten sposób przejście do drzwi. Nie mieli zamiaru mnie zatrzymać. Złapałam za wazon, który był pusty.
  • Nienawidzę go – uniosłam wazon w jej stronę – tak samo jak ciebie, ale z tobą nie mogę zrobić tak – zamachnęłam się i rzuciłam znienawidzonym przedmiotem o ścianę – Ale niech tylko mnie ktoś nauczy jak używać mocy, to oddasz mu to co jesteś winna.
    Trzasnęłam drzwiami.

@@@


Zamknęłam za sobą drzwi łazienki z hukiem. Oparłam się o nie. Przymknęłam powieki. Łzy spływały po wypukłych policzkach, zakręcały przy brodzie i spadały z niej. Moje ciało stało się ociężałe. Strasznie ciężkie. Moje plecy powoli zjeżdżały w dół drzwi, a nogi ułożyły się pod kątem prostym do nich.
To boli. On jest dla mnie wszystkim co mam. On był dla mnie wszystkim co mam. A skoro jego nie ma, to ja, nie mam już nic. Nie wiem kim jestem, dlaczego potrzebny mi był ochroniarz, dlaczego ja jestem Obdarzona, dlaczego mnie okłamywali ? Wszyscy. A najbardziej boli mnie, że on to robił. Był przy mnie tam gdzie go potrzebowałam. Zawsze. Mógł mi powiedzieć, uświadomić mi. Pomóc, doradzić abym wiedziała jak odnaleźć się w tym świecie o którym wiem niewiele. Mógł …
A może czekał aż ja mu powiem, jak mu zaufam, a ja tego nie zrobiłam. Jestem … sama nie wiem jak można nazwać najgorszą osobę na świecie, która nie ufa swojemu chłopakowi, który jest dla niej wszystkim, a ona ukrywa przed nim swoje … pochodzenie. Wiedział, ale czekał aż ja mu powiem, ale ja nie zaufałam. Zdzira ze mnie.
  • Nie myśl o sobie tak źle jak to teraz robisz.
Uniosłam głowę. Oparta o umywalkę Konstancja patrzyła na mnie.
  • Nic nie wiedziałaś – kontynuowała – Ja też, ale to tobie bardziej spieprzyli życie. Może ci wydaje, że jestem twoim wrogiem, ale … chciałam coś zagłuszyć. Dlatego ci docinałam.
  • Wiesz dlaczego … – zaprzeczyła, więc nie kończyłam pytania.
  • Nie wiem dlaczego nie powiedzieli nam prawdy. O co chodziło. Nie wiem nic – mówiła z pretensją – Naprawdę nic, ale uwierz mi, że musisz być wyjątkowa, bo nikt nie dostaje tak po prostu ochrony.
  • Jestem aż tak przewidywalna, że tu przyszłaś – spytałam zmieniając temat.
Nie wierzę, że jestem jakaś wyjątkowa. I nie chcę o tym rozmawiać. Z nikim . Tym bardziej z nią. Wyświadczyła mi tyle krzywdy przez tyle lat. Zaczynając od pożaru kończąc na przykład na ostatnich dniach w szkole. Przez nią wiele wypłakałam, nabawiłam się wielu kompleksów. Gdyby nie taniec to nie pozbyłabym się większości tych cielesnych. Zostały tylko te w głowie.
  • Wiedziałam, że tu wpadniesz – uśmiechnęła się kiepsko jak na nią – Chyba spędziłaś przeze mnie dużo czasu w tej łazience.
  • Woda mnie relaksuje – odszepnęłam.
  • Prawdziwa z ciebie syrenka.
  • Możesz mnie zostawić.
Popatrzyła na mnie z niepewnością.
  • Mogę, ale nie pozwolę ci się zabić. Nie rób głupot.
Wraz z zamknięciem za nią drzwi moje oczy się otworzyły i wypłynęły z nich łzy.